Prawdziwą atmosferę rybackiej wioski można odnaleźć jedynie w obrębie słabo zaludnionego wybrzeża. Małe, kolorowe budynki, przesiąknięte zapachem morskiej bryzy, świeżych ryb są kwintesencją typowej, portugalskiej mieściny trudniącej się niegdyś połowem oceanicznym. Obecnie takie miejsca stanowią nie lada atrakcję dla turystów spragnionych doświadczenia spokojnego klimatu pozbawionego blichtru wielkich oraz głośnych kurortów. W ten schemat idealnie wpisuje się Porto Covo, osada położona prawie dwieście kilometrów na południe od Lizbony. Nazwę zawdzięcza słowu „covo”, co oznacza mniej więcej sieć do chwytania krabów i homarów.
Spis treści
Spacer po kolorowym mieście
W sercu Porto Covo znajduje się atrakcyjny, brukowany plac Praça Marquês de Pombal, który stanowi ukłon w stronę wielkiego architekta układu sieci śródmiejskiej w Lizbonie. Przestrzeń zamknięta jest przez białe ściany maleńkich domków, najczęściej parterowych. Jasne barwy, odbijające promienie słoneczne kontrastują z głęboką czerwienią drewnianych drzwi oraz głębokim błękitem ozdób wokół ościeżnic i cokołów. Żywe kolory balustrad przytulnych kawiarenek zachęcają turystów do wstąpienia na łyk orzeźwiających napojów przy jednoczesnym słuchaniu dźwięków nadmorskiego życia. Z rynku poprowadzono ulice, które umożliwiają szybkie dostanie się do co najmniej kilku wartych zobaczenia atrakcji.
Pierwszą stanowi kościół w rogu pierzei, otoczony żywą zielenią ogrodu przy plebani. Zaplanowano go na planie podłużnym, który utworzono z centralnej nawy oraz węższego prezbiterium, z bocznym pomieszczeniem zakrystii. Główna fasada jest skierowana na północ, a wyznaczona akcentowanymi narożnikami. Stromy dach wieńczy krzyż, widoczny z każdego miejsca na placu. Sam portal kościoła jest czymś w rodzaju łukowej ramy, zwieńczonej dużym oknem z ozdobną półkolistą ościeżnicą. Boki zabytku sakralnego są proste, bez drzwi, czy witraży. Choć z zewnątrz wtapia się idealnie w rys wioski, wewnątrz zaskakuje. Unikalna nawa główna jest pokryta ciemnym drewnem z rzadka muśniętym złotem w postaci drogocennych folii. Całość współgra doskonale z płytkami azulejos na wolutach oraz ścianach prezbiterium.
Widok na wyspę Pessagueiro
Idąc w stronę wybrzeża, turyści na pewno dostrzegą, mieniącą się w czerwonych promieniach zachodzącego słońca bezludną wysepkę Pessagueiro. Zauważyć można na niej ruiny szesnastowiecznego fortu obronnego ”Forte Ilha do Pessegueiro”. Zarówno fragment terenu jak i zabytek znajdują się naprzeciw innego punktu umocnień zwanego “Forte do Pessegueiro”. Same ruiny zachowały się w kształcie gwiazdy, składającej się z czterech symetrycznych, trójkątnych wałów i kazamat w centralnej części planu sytuacyjnego. Na drugim końcu głównego wejścia znajduje się ukryta, zdewastowana zębem czasu pustelnia poświęcona lokalnemu patronowi świętemu Albertowi, czyli Ermida de Santo Alberto.
Plaże w Porto Covo
Praia Grande stanowi główną plażę małego kurortu Porto Covo w Alentejo. Wrażenie odizolowania kąpieliska, spokoju doskonale współgra z dość leniwą atmosferą pobliskiej wioski rybackiej. Właśnie w tym miejscu Ocean Atlantycki wydaje się szczególnie niebieski oraz przejrzysty. Niespokojna tafla sprawia, że fale często nadają się wprost idealnie do surfowania. Czar braku turystów bardzo często niknie w sezonie wakacyjny, kiedy są dni, w które często nie można znaleźć miejsca do rozłożenia ręcznika.
Oprócz Praia Grande Porto Covo słynie z pięknych, otoczonymi klifami niewielkich plaż przypominających te na południe w Algarve czy w Odeceixe i Aljezur. Godnymi polecenia są Buizinho, Espingardeiro i Engardaceira. Ze względu na niewielką odległość od miasta i rozmiar w sezonie bywają bardzo zatłoczone.
Plaża Buizinho
Historia Porto Covo
Przez długie lata Porto Covo nie stanowiło istotnego miejsca na mapie portugalskiego wybrzeża. Zarówno w czasach okupacji kartagińskiej, inwazji ludów z północnych krańców Europy, czy w końcu panowania mauretańskiego rejon zatoki przy wyspie Pessagueiro sprawiał ogromne trudności nawigacyjne. Silne pływy, częste sztormy oraz niewidoczne z poziomu oceanicznej toni skały jedynie nakręcały strach podróżników oraz kupców przed cumowaniem w regionalnym porcie przeładunkowym.
Obszar ten zaczął odgrywać ważną rolę dopiero po pojawieniu się pod koniec XVIII wieku kapitalisty Jacinto Fernandesa Bandeiry, stołecznego członka klasy kupieckiej. Urodził się 28 kwietnia 1745 roku, aby po zaledwie czterech dekadach uzyskać liczne tytuły, a także znajomości na królewskim dworze. Uzyskał między innymi prawo do inwestycji na wybrzeżu, co zaowocowało zdobyciem kurtuazyjnego miana Senhor de Porto Covo. Szlachcic bardzo angażował się w promocję rybołówstwa, turystyki i planowanie inwestycji infrastruktury logistycznej.
Ostatecznie zrealizował swój projekt założenia stałej osady w Porto Covo. Nadzieje na ciągły rozwój miasta zaprzepaściła rodzina Jacinto, która opiekowała się powierzonym im majątkiem po śmierci darczyńcy w zdezorganizowany sposób, trwoniąc aktywa oraz pieniądze krewnego. Ostatecznie przystań nigdy nie zyskała na znaczeniu ekonomicznym, a dziś stanowi swego rodzaju, urokliwy skansen, prezentujący nadmorskie, osiemnastowieczne zabudowania.